tam w odległym aule czeka cię najpiękniejsza dziewica wschodu; w jej objęciach zapomnisz o świecie całym. Drugi, złoty rycerz ofiaruje jeźdźcowi bogactwa, trzeci srebrny — władzę, czwarty:
.....ręką wskazał na pożary:
Tam walka — spór to dawny, jak świat stary...
A nachylając się do jeźdźca ucha,
Szepnął mu słowo — tym jednym wyrazem
Tak rozpromienił młodzieńczego ducha,
Że bez wahania wyrzekł: „jedźmy razem!“
Nie jest to najwyższy z utworów Zielińskiego. Zawiele w nim metafor: zwłaszcza trzy poprzednie postacie jeźdźców za mało zrozumiałe, i wogóle alegorya nie dość jasna. Ale jest w tej fantazyi wysoki polot. Jest to poezya, która wedle horacyuszowskiego wyrażenia lata jeszcze, „jak łabędź pod niebem“. Datuje ona z owych niedawnych jeszcze czasów, kiedy poeci nie wahali się kłaść palców na olbrzymie harfy i wyśpiewywać wielkich uczuć. Dziś się czasy zmieniły. Poezya, idąc w ślad za całą sztuką, zaczyna lubić „genre“. Będziemy może mieć wielkich poetów w tym rodzaju, ale rodzaj pozostanie mały. Dlatego mimo słabszych stron „Pokus“, które tej fantazyi nie po-