Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 81.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.
—  199  —

winę. Na tarasach zapłakane damy honorowe ocierają sobie oczy haftowanemi chustkami.
W oranżeryi zebrali się doktorzy w togach. Widać przez szyby, jak poruszają się ich długie, czarne rękawy, a głowy w perukach kiwają się poważnie. Guwerner i koniuszy małego Delfina przechadzają się przed bramą, czekając, co powie konsylium. Pan koniuszy klnie, jak poganin, guwerner recytuje wiersze Horacyusza. Tymczasem ze stajni dochodzi rżenie żałosne: to bułanek Delfina, o którym zapomnieli dziś masztalerze i który się odzywa przed swoim pustym żłobem.
A król? Gdzie jest król jegomość? Król zamknął się w swoim pokoju, na krańcu zamku. Monarchowie nie lubią, by ich widziano płaczących. Co do królowej, rzecz inna. Siedzi ona u wezgłowia małego Delfina z piękną twarzą, zalaną łzami i szlocha, jak prosta mieszczanka.
Na swem posłaniu z koronek mały Delfin, bielszy od poduszek, na których się wspiera, spoczywa z zamkniętemi oczyma. Myślałby kto, że śpi, lecz nie. Mały Delfin nie śpi. Zwraca się on ku matce i, widząc, że płacze, tak do niej mówi. Czego płacze wasza wysokość? Czy myślisz, matko, że ja tak sobie umrę, jak inni? Królowa chce odpowiedzieć. Łzy przeszkadzają jej mówić.
— Niech nie płacze wasza wysokość, nie