Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 81.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.
—  200  —

płacz, mamo. Pamiętaj, że jestem Delfinem, a Delfin nie może tak umrzeć... Królowa szlocha jeszcze głośniej — i mały Delfin przestraszać się zaczyna. „Hola! — mówi — nie chcę, by śmierć przyszła mnie zabrać, i będę się umiał jej bronić. Niech tu zaraz przyjdzie czterdziestu drabantów, niech trzymają straż około naszego łóżka. Niech sto armat — lonty zapalone! — czuwa pod naszemi oknami. I biada śmierci, jeśli się ośmieli zbliżyć do nas!”
By się nie sprzeciwiać królewskiemu dziecku, królowa znać daje: natychmiast słychać hurkot stu wielkich armat w dziedzińcu i czterdziestu drabantów, z rohatynami w ręku, zaciąga wartę w pokoju. Stare to wiarusy z siwymi wąsami. Mały Delfin klaszcze w ręce, mały Delfin ich zna i umie nazwać po imieniu. Poznaje jednego i woła: „Loren! Loren!“ Wiarus się zbliża do łóżka: „Mój stary Loren, jak ja cię kocham! Pokaż-no swoje szablisko! Jeśli śmierć zechce mnie zabrać, ty śmierć zabijesz, nie prawda? — „Według rozkazu, wasza wysokość!“ — odpowiada Loren i dwie ciężkie łzy spływają mu po zwiędłej twarzy. W tej chwili ojciec-jałmużnik zbliża się do małego Delfina i cichym głosem mówi mu coś długo i pokazuje krucyfiks. Mały Delfin słucha z twarzą zdziwioną i nagle przerywa: „Rozumiem dobrze — powiada — co mówisz, ojcze, ale czyby mój mały przyjaciel Beppo