Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 81.djvu/207

Ta strona została uwierzytelniona.
—  203  —

kich, w których ogrom, pomroka i tajemniczość świateł barwnych przejmują duszę uroczystością. Przytem w dzisiejszych piersiach skarlałych i nieżyjących ani życiem takiem, ani podobnem do dawnego, nie było prawie miary do mierzenia tych postaci tak wielkich, tak lapidarnych. To byli inni ludzie, równie jak innymi są homeryczni równie jak innymi są rzeźbieni dłótem Michała Anioła — za wielcy, za surowi, tembardziej, że widziani z jednej dziejowej tylko strony swego żywota. Teraz mistrz postanowił ukazać to życie i z innej strony — nie na koturnach dziejowych, ale w swobodzie prywatnej — i widz odchodzi od obrazu z pogodnym uśmiechem, z tąż samą prawie próżną wszelkiej troski wesołością, jaką kipi cały obraz i wszystkie jego postacie. Rzeczpospolita Babińska! Któż nie wie, co to jest? Kto nie słyszał o wesołym panu Pszonce i jego państwie, w którem tchórz bywał hetmanem, niedowiarek kapłanem, pijak piwnicznym, jąkała mówcą, a królem?...
Pytał o to ciekawie i Zygmunt August, kto będzie królem w takiej Rzeczypospolitej, na co mu pan Pszonka odpowiedział:
— Boże uchowaj, byśmy za życia twego, miłościwy panie, mieli obierać innego króla. Panujesz nad Polską, panujże i w Babinie.
Król się śmiał, a za nim dwie Rzeczypospolite.