jest schnącem, bezlistnem drzewem, które nie przetrwa zimy i nie doczeka wiosny. Obejrz się ze mną albo tylko sięgnij uchem w tę czarną przepaść, na której dnie leży ziemia. Czy słyszysz szum mętny, czy odróżniasz w nim głosy błagalne, tryumfujące, rozpaczliwe? Czy wiesz, w jaką ogólną harmonię one się stroją?
— Uciekajmy!
— Nie śpiesz się.
— Uciekajmy, bo może stamtąd wzlecą i dogonią nas furye, które ścigały moje ciało na łup dla rozpusty, obsypując zdradliwie iskrami namiętności.
— Nie — bezpieczna poza okołem zwierzęcych ścigań, wsłuchaj się spokojnie w tę harmonię zgrzytów. Dotąd ją tylko czułaś, teraz o niej pomyśl. Czy wiesz czemu ona tak dzika, wściekła, ohydna? Bo za słabo brzmi w niej dźwięk, którego ty daremnie szukałaś i ja nie znalazłem.
— Odsuńmy się jeszcze dalej od ziemi, która nas jak przepaść ciągnie
Zaledwie uszli kilka kroków mężczyzna znów zatrzymał się i mówił:
— Zagadki poznania każdy otwiera innym kluczem, ze skarbca tajemnic każdy wykrada inną prawdę, którą uważa za nieomylną busolę i chce nią wyznaczać kierunek wszystkim. Gdy za nim nie podążą i ze swoimi wskaźnikami w różne strony się rozbiegną, on ich dopędza i chłoszcze złorzeczeniem; gdy jego
Strona:Pisma III (Aleksander Świętochowski).djvu/040
Ta strona została uwierzytelniona.