cywały mu, że ostatecznie bogowie pokonają Tytana, zgładzą jego górę i rozbiją jej kolumnę.
Więc dźwigał brzemię losu cierpliwie. W wolnych chwilach od pracy spisywał tajemnie na liściach swoje myśli i puszczał je z wiatrem po Skapolu lub też snuł z uczuć śliczne piosenki i wyuczał śpiewania ich ptaki miejscowego gaju.
Przesunął bóg czasu na swym różańcu paciorek wiele, a dola Satyra nie zmieniła swego biegu. Ale on w niej zmienił się bardzo: ogon mu uwiądł, nos ma prosty, uszy owalne, włosy miękie i w łukach na szyję spadające — jest znowu tak młodym i pięknym, jak w dniu swego wesela. Tylko Teryi ani wywalczyć na ziemi, ani wybłagać u nieba nie może.
— Więc on żyje? — spytała zdumiona słuchaczka.
— Bajka twierdzi, że żyje, ale ponieważ z koźlej przedzierzgnął się w człowieczą postać, więc dobrzy ludzie mówią, że zginął.
Strona:Pisma III (Aleksander Świętochowski).djvu/070
Ta strona została uwierzytelniona.