Strona:Pisma III (Aleksander Świętochowski).djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

wyniszczyła krzewów, których owoce wielu otruły i dociekła potem, że one także bywają lekiem.
Dinamos rozdrażniony i gniewny umilkł. Opanowawszy się rzekł:
— Kochany ojcze, do jakiej prawdy wiedziesz mnie po tych manowcach?
— Ani sam, ani ze mną nie dojdziesz do żadnej, dopóki będziesz miał myśl gniewem spętaną. Namiętność grzeje, ale nie świeci. Czy Plato ci o tem nie wspomniał?
— Owszem, ale on...
— On jest większy od nas wszystkich, wiem o tem; szewc jednak uszyje sandały zarówno przy kaganku, jak przy słońcu, a kropla rosy jest tak samo wodą, jak rzeka. Są więc prawdy, które ja, prosty ogrodnik, dostrzedz mogę, nie mając orlego wzroku Platona. Bądź jeszcze chwilkę cierpliwy, niedługo już drażnić cię przestanę. Odpowiedz mi tedy: gdybyś barbarzyńcom, nieznającym naszych narzędzi, zawiózł je i nie nauczył ich używać żadnego statku, czy domyśliliby się odrazu, do czego służy zgrzebło lub dłuto snycerskie?
— Nie.
— Czy mogłoby się zdarzyć, że dłuto oprawiliby w długi kij dla przebijania wrogów na wojnie?
— Tak.
— A zatem to narzędzie, którem my stwarzamy