rowne tony, które wrzącymi strumieniami rozlewały się po jej ciele. Ucichły, ale ona słyszała, słyszała!
Olśniona szczęściem, niepewna cudu, przerażona zwątpieniem, zerwała się z ziemi i krzyknęła:
— Memnonie!
Istotnie przemówiła.
Kapłan osłupiał: spojrzał na nią zdumiony, spuścił kaptur na głowę i odszedł przyśpieszonym krokiem.
Asbe szalona zachwytem biegła do domu, a oczy jej, łzami okroplone, skrzyły się jak dyamenty w oprawie pereł.
∗ ∗
∗ |
Pierwszy raz dnia tego pozdrowiła matkę słowami. Wkrótce cała rodzina uwiadomiona o cudzie, zgromadziła się w zdziwieniu i weselu. Pomału wszakże, gdy wypiła wspólnie pełen kielich radości, uczuła gorzkawy jej posmak: Asbe złamała przepisy religijne, ukazując się wobec kapłana, popełniła grzech niesławy kobiecej, idąc do statuy w porze nocnej.
— Tego ci obrażony Bóg nie przebaczy, gdyby nawet kapłan odpuścił — rzekła matka, a za nią powtórzyli krewni.
Strapiona Asbe odeszła do swej komnatki, gdzie po krótkiem rozmyślaniu oddała się wzruszeniom swego szczęścia. Co chwila, jak rosa na igiełkach modrzewiowych, zwieszały się na jej rzęsach łzy uśmiechnięte.
— Jeśli bogowie uzdrowili mnie, za cóż karać mają?