Strona:Pisma II (Aleksander Świętochowski).djvu/048

Ta strona została uwierzytelniona.

Mnie się zdaje, że takie dziwactwa objawiają się silnie tylko w młodości. Dusza stara nosi już na sobie skorupę żółwia, której ani rozbić, ani zrzucić nie może. Sądzę zaś, że wszyscy ludzie lepsi bodaj raz w życiu uczuwają chęć ukazania się innym bez przypadkowych osłonek. Czemużby człowiek miał posiadać mniej dumy, niż orzech, który wyłuskuje się z zielonej powłoki i twardej łupiny, ażeby w ziemi kiełkować? Człowiek, ukrywając w takiej łupinie różnych nazw i tytułów swoje jądro, nietylko często je skazuje na zeschnięcie, ale obrzydza się innym. Przypuśćmy, że pani nazwie się córką arystokraty, ja zaś synem demokraty — odrazu staniemy wobec siebie na wrogich stanowiskach, pomimo że możemy wyznawać jednakie zasady społeczne. Przypuśćmy dalej, że pani jest niemką a ja francuzem, natychmiast zaczniemy się nienawidzić, chociaż...
Utkwiwszy wzrok w ziemi, westchnęła.
— Ma pan dużo racyi.
— Czyż więc nie lepiej, ażeby nie arystokratka z demokratą, niemka z francuzem, ale człowiek rozmawiał z człowiekiem? Volapük wyśmiano, a jednak tkwi w nim wielka idea. Język powszechny pozwoliłby ludziom zataić swoje pochodzenie. Kiedyś był nim łaciński — i wtedy studenci najrozmaitszych narodowości w Padwie lub Pradze stanowili jak gdyby jedną rodzinę. Dziś dzielą się na związki, kółka, stowarzyszenia narodowe — i szczerzą do siebie zęby,