Na tygodniowem zebraniu członków klubu Urbin opowiedział szczegółowo, może nawet zbyt szczegółowo, swoją schadzkę, nie kryjąc zamiaru ponowienia jej.
— Jest to — dodał — postępowanie dla mnie tem potworniejsze, że oglądam jego brzydotę przy świetle miłości, która w sercu mojem zajaśniała.
— Jakiej miłości? — spytał prezes.
— Ponieważ nie jest ona moim grzechem, lecz cnotą — odparł Urbin — więc do wyznań przed konfesyonałem naszego klubu nie należy.
— Mylisz się, Urbinie — mówił gorączkowo prezes. Jeżeli mężczyzna podaje rękę, zbrukaną romansami, niewinnej kobiecie, to popełnia występek. Nadto nas interesuje twoje czyste uczucie, zmieszane z brudnemi żądzami, jako ciekawy objaw psychologiczny.
— Inaczej patrzę na tę sprawę. Zresztą poza naszem zebraniem pomówię o niej z tobą prezesie i poproszę cię o radę, czy mam i tę moją tajemnicę wyjawić.
Radek sposępniał, a członkowie klubu zaczęli kolejno przerzucać wzrok na niego i Urbina, jak gdyby domyślając się prawdy i przeczuwając starcie między nimi.
Nazajutrz Urbin przybył rzeczywiście do Radka i po chłodnem powitaniu odrazu przystąpił do rzeczy.
— Odmówiłem wczoraj bliższych objaśnień o mojej miłości, bo jej przedmiotem jest pańska bratanica.
Strona:Pisma II (Aleksander Świętochowski).djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.