Strona:Pisma II (Aleksander Świętochowski).djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan wiesz — odrzekł Radek, usiłując zapanować nad sobą — że jest to moja córka.
— W rozmowie poza klubem nie powinienem o tem pamiętać. Otóż przychodzę do pana z zapytaniem, czy ja mam na naszych zebraniach przedstawić tę sprawę?
— Jak się panu podoba — odrzekł Radek z drżeniem w głosie — ale czego pan nie powinieneś robić, to starać się o wzajemność Izy, bo ja na związek jej z panem nie zezwolę.
— Dlaczego?
— Dlatego, że znam pańskie życie.
— Jako prezes klubu, ale nie jako Henryk Radek. Jest to z pańskiej strony wyzyskiwanie swego stanowiska przeciwko członkowi stowarzyszenia i łamanie obowiązku, który uroczyście zaprzysiągłeś. Gdybyś pan nie był dopuszczony do moich szczerych wyznań, przyjąłbyś niezawodnie z radością moją rękę dla swej córki.
— Mylisz się pan, nie uważałbym cię nigdy za odpowiedniego dla niej męża.
— Jest to wykręt, którego pan nie udowodnisz.
— Niech tak będzie. W każdym razie wiedząc, że charakter pański jest poplamiony, nie mogę sądzić, że jest czysty.
— Ale panna Iza tak sądzi.
— Ja panu też tylko mówię, jak na małżeństwo z panem patrzy jej ojciec.
— I pan przypuszczasz, że znajdziesz dla niej