Ryszard. Panu Gracyanowi. Otóż pytanie, kto ma ustąpić?
Zenon. Pański ojciec, czy Pan Gracyan?
Gracyan. Nie, ja czy hrabia Ryszard.
Ryszard (do Gracyana rozdrażniony). W każdym razie hrabia Ryszard będzie ze swym ojcem po jednej stronie, a pan po drugiej.
Gracyan (do Ryszarda). W tej chwili przekonam pana, że hrabia Ryszard będzie po swej stronie bez ojca (wychodzi do salonu).
Ryszard. Ach panie, jeśli ja tego wołu z pozłacanymi rogami dziś stąd nie wypędzę, to jutro założę bractwo cierpliwości. Przez całe życie nie potrzebowałem tyle zimnej krwi. Licho ojca skusiło wplątać się z nim w stosunki pieniężne, za które teraz znosić trzeba jego garbarskie zuchwalstwo. Jeszcze do tego wszystkiego pewnie ojciec wyprze się chęci założenia ogrodu.
Zenon. Dla czego?
Ryszard. Dla tego, że nigdy zakładać go nie myślał.
Zenon. Skądże pan...
Ryszard. Powiem panu otwarcie. Gracyan rzeczywiście pierwszy dziś oświadczył tę gotowość pani Emilii, ale że ja, znając jego zapały do profesorowej, odrazu dostrzegłem rachubę po za maską bez-