Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/030

Ta strona została uwierzytelniona.

Gracyan. Zatem?...
Ryszard (który zbliżył się, prowadząc pod rękę Teresę). Przy pannie Teresie już ledwo pamiętam o botanicznym ogrodzie.
Teresa (do Janusza). Pan hrabia powinien mi być za to bardzo wdzięcznym.
Janusz (zmieszany). O, nieskończenie jestem wdzięczny... (do Gracyana) Zgadzam się, ogród założę, bo dawno tę myśl miałem (odchodzi z Teresą i Ryszardem).
Gracyan (wołając za nim). Panie hrabio...
Janusz. Zgadzam się, mówię...

SCENA XII.
Gracyan i Zenon.

Gracyan. On ma młynek w głowie! Raz plecie tak, drugi raz inaczej. Może myśli, że ja będę zważał na jego zgodę? Rzadka naiwność! Im ciągle się zdaje, że mogą innym prawa dyktować i że każdy obowiązany jest jak zegarka radzić się ich woli. Będę miał wielką rozkosz dowieść, że mnie ta ich wola całkiem nie obowiązuje.
Zenon. Cóż pan zamyślasz uczynić?
Gracyan. Nie przypuszczasz pan chyba, że im grzecznie z drogi zejdę.
Zenon. To byłoby bardzo dowcipnem.
Gracyan (z ironią). A może jeszcze dowcipniejszem dać im pieniędzy?
Zenon. Bez wątpienia.