Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/032

Ta strona została uwierzytelniona.

Gracyan. Tak. A nawet, jeśli będzie potrzeba, służę swoją pomocą, jak zawsze.
Ryszard (podając mu rękę). Czemu od tego nie zaczęliśmy! (spostrzega wchodzącą Emilię). Panowie, nie straćcie wrażenia, piękna do nas się zbliża.

SCENA XIV.
Ciż, Emilia i Zygmunt.

Emilia (idąc z mężem pod rękę i pokazując mu kwiaty w bukiecie). Ty wiesz nawet, z czego te kwiaty się składają, a ja wiem tylko, jak pachną. Ograniczoną masz żonę — prawda?
Zygmunt (wesoło). Rozumem kobiety jest jej piękność i z tej zasady jesteś dla mnie najrozumniejszą. Gdzie Zenon? A! (zbliżywszy się z Emilią do Zenona) Żona moja, kochany Zenonie, pragnie cię poznać i przypomnieć, że nie góra powinna przychodzić do Mahometa, ale Mahomet do góry.
Zenon (kłaniając się Emilii). Gdy jest pewnym, że góra czeka na przyjście Mahometa.
Emilia. Nawet wtedy, gdy nie jest tego pewnym.
Zenon. Wtedy stara się naprzód, jak ja względem pani, wynagrodzić sobie pewność zasługą.
Emilia. Za co panu mam być obowiązaną?
Zenon. Przed chwilą pogodziłem obu tych przyjaciół pani.
Emilia (idąc wraz z innymi do salonu). Nie dziękuję, bo bardzo moich przyjaciół sama godzić lubię.