Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/033

Ta strona została uwierzytelniona.

Zenon. Będzie pani miała jeszcze tej przyjemności za dużo.
Zygmunt. Wart kary, kto wróży źle.
Ryszard. Podejrzliwie...
Gracyan. Dwuznacznie...
Zenon. A jednak prawdopodobnie. (wchodzą do salonu).

SCENA XV.
Zenon, Henryk, później Irena.

Henryk (ciągnąc za rękę Zenona). Poznałeś ją wuju, widzisz ten tłum wielbicieli, który pozrywawszy dawne związki, włóczą się za nią jak niewolnicy, posłuszni każdemu ruchowi jej spojrzenia! Jam także jej niewolnik, tylko może tysiąckroć więcej zdolny dla niej uczynić, niż inni. Niech zażąda światła z płomieni tego domu, bez namysłu go wraz z wami podpalę. Niech zapragnie... (wskazując do salonu). Patrz wuju na te dwie kobiety: zbrodnia nie mogłaby szpetniej wyglądać przy poświęceniu, jak moja narzeczona Irena przy Emilii! Potwór! Idzie tu... brr!
Zenon. Ty oszalałeś!
Henryk. Strzeż się wuju, ażebyś także przy niej nie oszalał! (wybiega).
Irena (wpadając). Co on tak wzburzony panu mówił?
Zenon. Jak zwykle: że panią kocha.

(Zasłona spada).