sunku i wyjedź ze mną. Jeśli nie masz pieniędzy, oddam ci wszystkie moje.
Henryk. Czemu, wuju szanowny, mówisz poważnie, radząc tak śmiesznie? Jakże ja mogę stąd uciec, kiedy pragnąłbym tu wrosnąć?
Zenon. I przypuszczasz, że szalone uczucie swoje dochowasz w czystości?
Henryk. Nie inaczej.
Zenon. Emilia wie o niem.
Henryk. Domyśla się.
Zenon. A będziesz miał uczciwą odwagę wyznać je mężowi?
Henryk. W potrzebie.
Zenon. Tej potrzeby nigdy nie uznasz, więc ja cię wyręczę. (idzie do drzwi gabinetu Zygmunta).
Henryk. Nie waż się pan!
Zenon. Ze mną krwawo rozprawiać się nie będziesz, z nim możebyś musiał. Wolę, że się dowie o niebezpieczeństwie ode mnie, niż o hańbie od kogoś.
Henryk (prosząc). Czekaj wuju.
Zenon. Jedziesz?
Henryk (gorączkowo do wchodzącej Emilii). Muszę panią pożegnać.
Emilia. Już?... (zbliżając się szybko do Zenona). Pan u nas, a mnie nic o tem nie doniesiono. Czy pan może wyłącznie męża odwiedza?