Zenon (podając rękę). Nie przyznałbym się do tego, nawet nie doczekawszy się przyjemności powitania pani.
Emilia. A jednak dostrzegłam, żeś pan chciał wejść do jego gabinetu.
Zenon. W bardzo ważnym i pilnym interesie mego siostrzeńca.
Henryk. Jak pani widzi, jeszcze nie wyszedłem z pod opieki troskliwego wuja.
Emilia (do Henryka). Zapewnie ona dla pana wygodna i konieczna... (do Zenona). Pożądanych gości staram się nie wpuszczać do pracowni męża, bo on ich tam zwykle przy swoich doświadczeniach długo zatrzymuje. Pan znowu objął nad swym siostrzeńcem władzę, to proszę mu zakazać, żeby nie odchodził.
Zenon. Wobec życzenia pani mój zakaz byłby dla niego zawsze albo bezsilnym, albo zbytecznym.
Henryk. A nadewszystko niewłaściwym.
Emilia (do Henryka). Nie bądź pan tak drażliwy jak rana, bo ja mam skończyć z panem przerwany rachunek. Sonaty z proponowaną dedykacyą przyjąć nie mogę, ale jeśli pan chcesz mi zrobić muzyczną przyjemność, dziś jeszcze przed wyjazdem do państwa Dąbków napisz pan walca, którego tylko z panem tańczyć będę u nich na wieczorze i który nazwij pan: Jej Walc. Zgoda?
Henryk. Za chwilę będzie gotowy. (idąc do pokoju Ireny). Ach, po co fortepian tam stoi!...
Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/058
Ta strona została uwierzytelniona.