Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/059

Ta strona została uwierzytelniona.

Emilia. Inaczej przeszkadzalibyśmy panu w kompozycyi (po wyjściu Henryka) albo Irence w graniu. Kazałam przenieść fortepian do jej pokoju, ażeby go swobodnie męczyć mogła. Bo w miarę przywiązywania się do pana Henryka, tak rozmiłowała się w jego sztuce, że dziś żyje głównie palcami. Patrząc na nich, żałuję nieraz, że mój mąż chociaż troszeczkę nie gra, bo bym przez jego wpływ muzyki nie zarzuciła.
Zenon. Dla przebłagania zagniewanej muzy gotowa pani pokochać jakiego jej syna.
Emilia. Za drugiem widzeniem nie może pan jeszcze zgadnąć, do czego jestem gotowa.
Zenon. To też ja tylko zrobiłem nieśmiałe przypuszczenie.
Emilia. Przeciwnie — za zbyt śmiałe. Ale mniejsza o nie. Szczerze mówiąc, zaniedbałam fortepian bez żadnej widomej przyczyny, dla drobnych a koniecznych zajęć, dlatego, że... Nie roześmij się pan... My kobiety mamy w tem tylko stałe upodobanie, co się w nas światu szczególniej podoba. Gdy zaczęto powszechnie chwalić zręczność moich nóg, polubiłam taniec; ponieważ nigdy nie pochwalono zręczności moich rąk, zarzuciłam muzykę. Nawet pan Henryk, artysta, który kiedyś uznał moją grę za bardzo wykończoną, dziś przypisując mi swój utwór, wiesz pan jak mnie nazwał?
Zenon. Piękną?
Emilia. Mówił panu?