nego wieku, który uwielbień dla pięknych kobiet zapierać się powinien.
Emilia. Kobiety nie znają talentów starych.
Halina (meldując) Pan Dąbek z siostrą.
Emilia. Nie w porę. (do służącej) Proś. (wchodzi Gracyan z Teresą).
Gracyan. Umyślnie, chociaż tylko na chwilę przyjeżdżamy przypomnieć, że dziś wieczorem w naszym domu święto na cześć pani. (do Zenona, podając mu rękę). I pańskie zapewnienie mamy.
Teresa (do Emilii). Hrabia Ryszard także będzie.
Emilia. Domyślam się z dobrego humoru pani. Wolno mu o tej radości powiedzieć?
Teresa. Cóż się stało, że pani raczy na moje życzenia względem niego zważać?
Emilia. Robię to zawsze, ile razy są mi wiadome.
Teresa. I nie przeciwnie.
Gracyan. Pani jeszcze nie widziała robót koło botanicznego ogrodu Bogojów?
Emilia. Dopiero jutro mamy tam być.
Gracyan. Ja właśnie, jadąc tu, byłem. Wspaniały zakład — nietylko botaniczny ale i zoologiczny. Powietrze jest, ziemia jest, a w zastępstwie zwierząt i roślin podczas bytności męża pani przechadzać się będzie dwóch hrabiów z trzcinowemi laskami. Pan Ryszard