Zenon. Przypadkiem...
Emilia (rozpaczliwie). Ratujcież!
Irena. Cie-bie... (umiera).
Janusz. Ale jeżeli to niewinna zabawka, jaki jej cel?
Ryszard. O, bardzo piękny.
Janusz (podrażniony). Strzeż się, bo ci drogę do niego przegrodzę.
Ryszard. Wtedy rzucę się w otwarte dla mnie ciągle objęcia panny Teresy, którą najniesłuszniej dla ojca omijam. Bo nawet, szczerze mówiąc, tak mnie swoją miłością zobowiązała, że mi niedługo zbraknie do oporu siły synowskiego posłuszeństwa, i wbrew dotąd szanowanej woli ojca garbarską córkę z przyjemnością poślubię.
Janusz. Człowieku, Bóg słucha, co ty mówisz!
Ryszard. Nie rozgniewa się o to. Trudno, mój ojcze: albo trzeba uledz jakiemuś popędowi, albo go innym zobojętnić. Smutni leczą się rozrywkami, zrozpaczeni —