Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/082

Ta strona została uwierzytelniona.

chnięcia Adama narodził się lew, a z kichnięcia Ewy — kot, to zarazem pamiętać trzeba, że lew jest tylko olbrzymim kotem, którego unikać nie potrzebuje. (zwracając się do Emilii). Ja naprzykład mojej koteczce zupełnie ufam... Czemuż taka poważna?
Emilia (siląc się na uśmiech). Słucham wykładu pana profesora... (Zygmunt wesoło z nią rozmawia).
Ryszard (półgłosem do Janusza). Po licha ojciec go tu wywłóczy? Źeby mimo woli niegrzeczności prawił?
Janusz. Ty z jego żoną niegrzeczności mu robisz, a on nie ma do ciebie pretensyi.
Zygmunt (wesoło do Emilii i Ryszarda). Przedewszystkiem się baw, o co pana Ryszarda po raz drugi uroczyście proszę. Kochany hrabio, żona się skarży, że ją od zbyt silnego zapachu kwiatów głowa rozbolała; znajdź pan na to jakie lekarstwo...
Ryszard. Niech tylko pani zechce mi się zupełnie powierzyć.
Zygmunt. Zechce, a wreszcie chorzy woli nie mają. (do Janusza). Wracając do naszego przedmiotu, nie jest faktem stanowczo pewnym, że rośliny żadnego poczucia estetycznego nie mają... (oddala się w głąb sceny z Januszem).

SCENA VI.
Ryszard i Emilia, później Gracyan i Teresa.

Ryszard (czule). Powierzy mi się pani?
Emilia (lekko uśmiechając się). Z warunkiem...