Teresa (podaje rękę Emilii). Na które ja za panią się narażę. (Emilia oddala się z Gracyanem w głąb sceny).
Teresa (z uśmiechem). Nie tak natarczywie hrabio... Nie trzeba zbyt się spieszyć ze zwycięstwem, które przy ostrożności może być pewne, a w zapędzie — wątpliwe.
Ryszard. Mam chęć się obejrzeć i przekonać, czy kto za mną nie stoi, komuby się przestroga pani należała; bo ja jej nie rozumiem.
Teresa. Właściwie nie rozumiesz pan tego tylko, co mnie upoważnia do zaglądania pod pańską maskę.
Ryszard. Upoważniłem sam, ale wtedy jedynie, kiedy rzeczywiście maskę wkładam.
Teresa. Dla mnie zawsze.
Ryszard. Więc ją teraz zdejmę. Czy pani nie widzi, że posądzanie mnie o jakąś nadmierną sympatyę dla pięknej profesorowej jest niesprawiedliwością, która mi przykrość sprawia?
Teresa (szyderczo). Pan nie zwykłeś nawet cierpieć bez celu; dotąd zamiary pańskie przenikałam , ale w tej chwili nie odgaduję zupełnie, co panu zależy na udawaniu boleści przede mną.
Ryszard. Zależy mi tylko na udawaniu przed panią