Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.

Zygmunt (do Janusza). Tymczasem miłość u ludzi ma zawsze większą trwałość i szlachetniejszy kierunek.

(Zasłona spada).
AKT IV.
(Salon Bosławskich z aktu pierwszego).
SCENA I.
Emilia i Zygmunt, później Teresa.

Emilia (chwilę siedzi sama zadumana, potem przechadza się po pokoju, wreszcie siada na poprzedniem miejscu. Zygmunt wszedłszy niepostrzeżony, całuje ją wesoło. Przestraszona). Co to?!
Zygmunt. Do widzenia. Zlękłaś się, czy zdziwiłaś?
Emilia. Nie spostrzegłam, że ty wszedłeś...
Zygmunt. I sądziłaś, że kto?
Emilia (zmięszana). Nie wiem, nie pamiętam, o czem myślałam...
Zygmunt. Wszystko jedno, bo w każdym razie robiłaś źle. Kobieta najczęściej grzeszy myślą.
Emilia (z przymuszonym uśmiechem). A mężczyzna mową.
Zygmunt (wesoło). Być może, tylko że nasz grzech nazywa się wtedy prawdomównością, a wasz kłamstwem.