Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

Zenon. Gdy już wiele węzłów nieświadomie pozrywała, w otoczeniu jej zjawił się stary, doświadczony, z naturą ludzką obeznany człowiek, który postanowił uratować swego oczarowanego przez nią siostrzeńca i powrócić go z rozpaczonej kochance, wreszcie rozświecić samej sprawczyni ich losu własny jej upadek. Wkrótce jednakże przekonał się, że na swoją chęć liczył za wiele. Bo nie tylko ów siostrzeniec w walce życie swoje złamał, nie tylko jego narzeczona samobójczo je sobie skróciła, nie tylko czarodziejka uroku swego z nikogo nie zdjęła, ale go nawet przez chwilę rzuciła na tego, który ją chciał ocalić. Gdy sam lekarz zachorował, zrozumiał słabość innych. Zrozumiał, że kobieta piękna, jeśli nie posiada wyjątkowych sił do oporu, stwarza około siebie bezwiednie warunki, których nieprzeparty fatalizm pcha ją i jej wielbicieli do upadku. Chociaż więc posiadał zupełne zaufanie szczęśliwego nad nią zwycięzcy i znał każdy ruch jego taktyki, nie próbował jej od przepaści odstraszyć lub odciągnąć ani prośbą, ani morałem, lecz przyszedł do niej przed pierwszą schadzką w ogrodzie i rzekł: (wstaje i mówi z zapałem) Idź pani i pokalaj się, bo dziś czy później, w jego, czy innym uścisku, pokalać się musisz!
Emilia (tłumiąc wzburzenie). Muszę?
Zenon (j. w.) Tak, musisz pani wynieść za ognisko rodzinne i splamić swoją kobiecą godność, której ci na jego ołtarzu pokusy w czystości dochować nie po-