Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

znają szacunku dla filozofów i którym się zdaje, że ludzkie żebra dlatego są niezrośnięte i poprzedzielane błonami, ażeby oni mieli którędy miecze swoje w cudze piersi wpychać.
Sofokles (do drzwi bocznych pukając). Można? (po chwili). Jeżeli chętnie jadane przez spartan żółwie ateńskie wiedzą o bitwie pod Tanagrą, czują zapewne tę samą, co ty, obawę. W tak młodym wieku tyle samolubstwa — wstydź się Protagorasie!
Protagoras. Czego? Cały ród ludzki składa się z samolubów szczerych, obłudnych lub naiwnych. Ci ostatni, gdy ktoś wobec nich gra melodyę skoczną a potem smutną, nie sądzą, że słyszą dźwięki dwóch odmiennych fletów, tylko jednego. Ale gdy ktoś dba o siebie, albo troszczy się o innych, mniemają, że raz dmucha w instrument samolubstwa, a drugi raz — miłości bliźniego, tymczasem on dmucha w jeden instrument — własnego zadowolenia.
Sofokles. Ty wszakże na swoim fleciku nigdy nie wygrywasz miłości bliźniego.
Protagoras. A, to rzecz gustu. Kot, jedząc słowika, nie podnosi dumnie wąsów dla urągania dzięciołowi, który wydłubuje z drzewa owady, a człowiek włożywszy sobie w usta jagodę winną, zaraz wzgardliwie patrzy na innego, który żuje groch. Zresztą — o co spór: wszak i wodzowie spartańscy napadli na nas nie dla osobistej korzyści, ale dla interesu bliźnich — swoich współziomków.