arystokratów, którzy im odkrzykują się zdradziecko, gotowi sprowadzić do Aten podkopem nawet morze, gdyby ono chciało nas potopić a ich na falach swoich unieść. I to wszystko według ciebie jest uczciwem?
Protagoras. Według mnie, natura żadnych moralnych tytułów ani ludziom, ani ich czynom nie daje. Ona rodzi tylko twory i zjawiska, a człowiek wyznacza im imiona. Jak księżyca nie nazwała księżycem, podobnie nie nazwała napaści jednego państwa na drugie zbrodnią lub cnotą.
Sofokles. Ale ty nie jesteś naturą, tylko człowiekiem, więc...
Protagoras. Jako Ateńczyk nazwałbym ów podstęp zbrodnią, jako Spartanin — cnotą.
Sofokles. A ponieważ jesteś Ateńczykiem...
Protagoras. Z obecnego pobytu, bo jako filozof uważam się za obywatela całego cywilizowanego świata, nie zaś jego drobnej, choćby najlepszej kruszyny.
Sofokles. A!
Protagoras. Zamiast dziwić się — pojmij, co powtarzam: natura nie przezywa swych dzieci, lecz rodzi je i chowa bezimiennie, no, a jeśli już daje któremu pierwszeństwo przed innemi, to tylko mocniejszemu przed słabszem. Pod Tanagrą, zdaje mi się, sprzyja Spartanom — a prawdziwy filozof z jej wolą musi się godzić.
Fidyasz (który wyszedł z komnaty do Protagorasa ironicznie). Wietrzysz braciszku spartańską rękę na na-
Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/116
Ta strona została uwierzytelniona.