Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

nie chciał, chociaż mu ona wszystko ofiarowała — nawet bez ręki. To wszakże niewątpliwe, że poślubiła starego Kaliasa, ażeby jego skarbami, które gdzieś po Persach wykopał, szkodzić Peryklesowi. Jest to dziś przewodniczka partyi arystokratycznej, bo Tucydydes dopiero po ster ręce wyciąga. Czy Aspazya rzeczywiście piękna?
Anaksagoras. Widziałem ją — prawdopodobnie i ty niedługo zobaczysz, tymczasem zaś, daruj, usta moje nie mogą być szparą, przez którą byś mógł zajrzeć w prywatne tajemnice mojego serdecznego przyjaciela. Jakiś zgiełk przed domem...
Protagoras. Wojna — więc lud pije i krzyczy. Zwykle męstwem nalewa się w szynkach.
Anaksagoras. Już mrok zapada a Fidyasz nie wraca... Powinienem coś robić... Perykles prosił mnie, ażebym przemówił do ludu... Co ja powiem... takiego zadania nie dźwignę... Wrzawa coraz głośniejsza... Ah, wolałbym mieć do czynienia z całym wszechświatem, niż z gromadą ludzi, którymi kierować trzeba... (wbiega Fidyasz). Przecie... jesteś...

SCENA V.
Ciż, Fidyasz.

Fidyasz (wpadając). A, padlina! Hyenom sprawiłbym z nich biesiadę! Dumnie błyskają miedzianemi czołami, jak gdyby nie ta sama żywiła ich ziemia! Popatrzcie na wesele naszych arystokratów! Jeden bez-