Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

Protagoras. Owszem, w niewoli — u pewnej czarodziejki, której go nie odbijesz.
Kobieta. Jeśli Perykles jeszcze nie zwyciężony, to skąd ten młodzieniec ma odwagę znieważać go w tym domu?
Protagoras. Pociecho zmysłów...
Fidyasz. Protagorasie!
Protagoras. Tak się istotnie nazywam, ale groźny Fidyaszu — to jeszcze nie obrona Aten, ażebyś już miał prawo mi rozkazywać; nie krzycz więc i nie wyłuskuj sobie daremnie gniewem oczu z powiek.
Anaksagoras (do Protagorasa). Milcz, bo jesteś w błędzie.
Kobieta (do zmieszanego Anaksagorasa). Ale on żyje? Nie taj najgorszej prawdy.
Protagoras. Mistrz boi się sam tu nocować.
Anaksagoras (cicho). Uspokój się... żyje... pisał przed godziną list do mnie...
Kobieta. Do ciebie tylko...
Anaksagoras. I do archontów...
Kobieta. Tylko...
Anaksagoras. Nie narażaj się... wróć do domu... on zapewne dziś przyjedzie.
Kobieta. Dziś?! Nie ruszę się stąd. Więc nie pojmany... żyje! Ach! Co to jest? Okrzyki — może on! (wdziera się gromada mężczyzn i kobiet, na ich czele Elpinka; kobieta kryje się za kolumnę).