Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

Fidyasz. Kto taki?
Elpinika. Dwóch niema — tylko jeden Perykles!
Fidyasz. Oszaleli.
Anaksagoras. Ależ gwałtowna niewiasto i wy ludzie jesteście chyba nieprzytomni, albo zdurzeni!
Elpinika. Tak, zdurzeni przez twego przyjaciela, który ledwie ma siłę nosić własną głowę, a chciał jeszcze dźwigać na niej Ateny. Gdy wojskom naszym hetmanił Cymon, biegła przed niemi trwoga a za niemi sława. Ale największy wódz Grecyi został wygnany, jak szkodnik, dlatego, ażeby nie zdeptał robaka, który mu się koło nóg uwijał i nawet walczyć nie pozwolił, lękając się niby zdrady. Brat mój... Cymon... najmężniejszy syn Hellady — zdrajca! Bogowie ukarali to nieme bluźnierstwo — nad ciałami żołnierzy ateńskich pod Tanagrą unoszą się stada kruków, które ogłaszają chwałę Peryklesa, przyczajonego może w piwnicy tego domu.
Głosy. Spalić tę norę — zburzyć!
Jeden z gromady. Cymona przyniesiemy na rękach, on z nas zetrze tę sromotę!
Fidyasz (do Elpiniki). Skąd wiesz o klęsce pod Tanagrą?!
Elpinika. Wyjdź na ulicę a zbiegli z placu boju i wam opowiedzą. Ateny okryte żałobą i hańbą (wrzawa na ulicy).
Perykles (za sceną). Otrąbić, że jestem w Atenach i że zdam sprawę ludowi.
Wszyscy. Perykles! (wchodzi).