Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

Aspazya (odrzuca zasłonę) Ja.
Perykles. Aspazya!
Protagoras, Fidyasz i Sofokles. Aspazya!
Perykles. Co tu robisz?
Aspazya. Pytasz mnie, jak gdyby w całych Atenach było drugie serce, bijące równym o ciebie niepokojem. Przybiegłam tu sprawdzić okropne wieści, a zostałam w nadziei, że może, jak Elpinika swemu bratu, otrę ci kurz, podam wody i...
Perykles (chwyta ją za ręce). Ach, nie żartuj, droga!... Anaksagoras zna ją — Fidyaszu, Sofoklesie, Protagorasie — to moja najserdeczniejsza... przyjaciółka, z którą bądźcie łaskawi zostawić mnie na chwilę i uwiadomić, gdy lud się zbierze.
Protagoras (odchodząc — do Anaksagorasa). Ja bym zrobił to samo, gdyby mnie odwiedziła taka śliczna przyjaciółka.

SCENA X.
Perykles i Aspazya, później Cymon.

Perykles. Jak to dobrze, że tu przyszłaś! Nie obawiałaś się mężczyzn obcych?
Aspazya. Nie myślałam o niczem, tylko o tem, co się z tobą stało. Zresztą był tu Anaksagoras, który mnie po głosie odgadł i wraz z Fidyaszem skarcił Protagorasa za nieprzyzwoite drwiny.
Perykles. Protagoras ci ubliżył?