Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

A nie sądź, ażeby złożenie ofiar, wykąpanie się w wodzie z wyznaczonego oblubieńcom źródła, zjedzenie ciast i wysłuchanie śpiewów weselnych, ażeby wszystkie obrzędy ślubne czyniły według mnie świętym i prawnym związek kochających się serc! Bynajmniej, gdyby świat nie był bezmyślnym, gdyby nie poniewierał ludźmi wyzwolonymi z jego przesądów, gdyby one nie wkorzeniły się w najlepsze dusze — zostałabym tu na zawsze i nie powiedziała nawet niewolnikom, że jestem twoją żoną. Ale ten nasz świat, który stworzył sobie rozpustnych bogów, ażeby mógł ich bezkarnie naśladować, zgniótłby mnie pogardą i napiętnował mianem hetery. A i ty, Peryklesie, przyznałbyś mu słuszność, bo gdy ci wspomniałam o małżeństwie, cofnąłeś się zdziwiony. Mężczyzna dla przekonania kobiety kochanej o swej miłości ma tysiące sposobów, ale o swym szacunku tylko jeden — małżeństwo. Mnie zaś chodzi o twój szacunek tyle, ile o twoją miłość. Mogę pozostać nadal Aspazyą, przed którą klęka najpotężniejszy człowiek w Atenach, ale królową w jego sypialni a shańbioną służebnicą w jego całem życiu i matką jego wyrzuconych ze społeczeństwa dzieci — nie będę! Na to mam za mało zwierzęcej namiętności, a za wiele ludzkiej dumy!
Perykles (zmieszany). Zapominasz droga moja, że nie jesteś obywatelką ateńską, że nie uznanoby cię za żonę, dzieci naszych nie wpisanoby do prawego rodowodu...