Perykles. Tak, według mnie, jest to myśl niepraktyczna, ale możesz się nią zabawić.
Aspazya. Zabawić? Tyle lat związku i doświadczeń przekonało cię, że ja z życiem się bawię... Smutno...
Perykles. Czyż to powiedziałem? czy cię jeszcze nie dość szanuję? czy nie cenię twojego rozumu?
Aspazya. A jednak czasem mówisz do mnie, jak do dziecka, którego szczebiotanie jest przyjemnem, ale naiwnem. Niechże dla ciebie przestanę już być ulubioną papugą, której nie głaszczesz pod pióra i pozwalasz na psoty. Ja jestem człowiekiem, doprawdy lepszym od wielu wąsatych panów stworzenia...
Perykles. Ależ temu nie przeczę, taką właśnie Aspazyę kocham. I gdybyś ty sama stanowiła ród niewieści, z ust moich wychodziłoby tylko nieustanne dla niego uwielbienie.
Aspazya. Zwykłe kadzidło męża dla żony, w której on widzi bukiet wszelkich doskonałości a w innych kobietach ledwie pojedyncze kwiatki.
Perykles. Ach, nie bluźnij sobie! Tak jedną jesteś w Grecyi, jak jedną w niej miłość moja! Imię twoje
Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.
AKT II.
(W domu Peryklesa).
SCENA I.
Aspazya i Perykles.