mniej. Pragnę geniuszem artystycznym Aten spotęgować ich siłę polityczną, wystawić wspaniały pomnik sztuki, któryby nietylko skupiał w sobie całe życie narodu, ale przyciągał i czarował jego przyjaciół a pognębiał wrogów. Partenon będzie najcenniejszym klejnotem ziemi, przedmiotem podziwu całej Hellady, celem jej pielgrzymek — poręcza mi tę nadzieje geniusz Fidyasza. Wreszcie...
Aspazya. Dokończ.
Perykles. Wreszcie... muszę karmić te głodne i niecierpliwe masy, którym zdobywam prawa, a nie daję chleba. Trzeba je zatrudnić, dostarczyć im pracy, otworzyć szlachetne ujście ich namiętnościom, trzeba napaść ich żołądki i olśnić oczy. Lud syty już zaszczytów i domaga się zarobków, a jeśli mu nie dam nic jeść — zje mnie!
Aspazya. Partenonem żywić go będziesz przez lat kilka — a potem?
Perykles Pomyślę...
Aspazya. Dasz mu nowe prawa i zaszczyty? Może roję, ale zdaje mi się, że zarówno ty, jak wszyscy przewodnicy owych mas, uszczęśliwialiście je złudzeniami. Arystokracya powyrywała ludowi zęby, wy mu je wprawiacie, ale po to tylko, żeby nimi swobodnie zgrzytał. I cóż z tego biedakowi, że może uchwalać prawa i zajmować najwyższe urzędy, kiedy dla tych bezpłatnych godności nie porzuci ani roli, ani warsztatu, ani żadnej pracy, która go żywi? Na drugim
Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.