Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

brzegu szerokiej i bystrej rzeki porozkładaliście przeróżne dobrodziejstwa, po które on ma płynąć na wąskiej desce, a inni na obszernych statkach.
Perykles (zadumany). Bolesna to konieczność, ale konieczność.
Aspazya (nieśmiało). Gdybyś wniósł i przeprowadził projekt pensyj lub wynagrodzeń za spełnianie urzędów i powinności obywatelskich... Tym sposobem umożliwiłbyś żywiołom demokratycznym zajęcie wszelkich stanowisk... Ubodzy nie żądzą... tylko pracują lub żebrzą...
Perykles (j. w.). Tak, ubodzy nie rządzą... (powstaje nagle). Stawka się powiększyła. (całując Aspazyę). Dziękuję ci, moje ty... sumienie (wychodzi).

SCENA II.
Aspazya, Teora, Leja, Filezya, później Diotima i Era.

Filezya (wszedłszy z Leją i Teorą do zamyślonej Aspazyi). Nie o nas...
Aspazya. A, jesteście. O Peryklesie myślałam, który przed chwilą odszedł.
Teora. Jakieś ważne zebranie, bo nawet starcy na nie spieszą.
Leja. I Elpinika wytoczyła swojego opasa, który podobno rzadko dla ojczyzny się poci.
Aspazya. Dzień dzisiejszy tak rozeprze się w naszem życiu, że inne będą przy nim tylko chwilami. Dziś