Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

Diotima. Żałujcie więc wszystkie, żeście nie widziały pochodu moich wielbicieli. Wczoraj w teatrze obległo mnie aż czterech: jeden zapewniał, że zapaliłam mu serce w Tebach, gdzie nigdy nie byłam, drugi — że shołduję całe Ateny, trzeci — że już shołdowałam, a czwarty, najstarszy, oświadczył, że oddawna ślubował sobie pojąć za żonę kobietę z Miletu. Pozwoliłam im odwiedzić się nazajutrz, a służącej kazałam każdego wprowadzić do innego pokoju. Stary przybył najwcześniej. Mogę żądać od ciebie drobnej usługi? — zapytałam. Rozkazuj — odrzekł zapalczywie. Miałam jasnowidzenie — mówię, które mnie często ostrzega, że dziś na zgromadzeniu ludu Kalias, mąż Elpiniki, przy pomocy swych licznych stronników będzie usiłował ogłosić się królem Aten. Proszę cię tedy schowaj w zanadrze tego kota, którego matka w mojem rodzinnem mieście poświęcona była Zeusowi i który odpędza wszelkie zło, puść go na mownicę, gdy na nią Kalias wejdzie a potem złap i odnieś mi. Stary mój czciciel wytrzeszczył oczy, pokiwał głową, ale wziął kota i poszedł. Toż samo wymogłam na trzech innych. Ach, jak oni wyglądali, przyciskając pod ubraniem koty, które targały się rozpaczliwie! Nie, ja umrę ze śmiechu... Kalias ma dziś podburzyć lud przeciwko Peryklesowi. Wyobraźcie sobie na mownicy tę beczkę topniejącego sadła w otoczeniu kotów, które bezpłodna Elpinika mu chowa.
Aspazya. Narazisz się...