Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

Diotima. Kto teraz powie, że nie przyczyniłam się do wzniesienia Partenonu?
Aspazya. Zapewne...
Fidyasz. Czem?
Diotima. Koty były moje.
Aspazya. Uczcijmy wszakże tę zasługę tylko między sobą.
Diotima. Przeciwnie, sama ją obeślę po całych Atenach.
Aspazya. Bez potrzeby i bez celu.
Filezya. Nie wyzywaj odwetu.
Teora. Zwłaszcza, że Elpinika powodów do niego szuka.
Leja. Ona przywiąże się jak klekotka do szyi swego muła i rozgłosi jego krzywdę a twoją niegodziwość.
Fidyasz. I zaszkodzi wygranej sprawie.
Diotima. Śmieszności lękają się nawet bogowie a wy nie chcecie jej użyć przeciwko ludziom? Wyrzucacie ze swych kołczanów najostrzejszy grot? Wyrzućcie raczej mądrość, uczciwość, odwagę, bo one w walce częściej zawodzą! Oskubany przez was ze zwodnych pozorów głupiec, łotr lub tchórz opierzy się na nowo, jeśli go wypuścicie z rąk skrwawionym a nie śmiesznym. Wszystkie piętna dadzą się zmyć lub pozłocić: bogaty dzieciobójca może zostać opiekunem sierot, ale nikt nie wypiłby publicznie kubka miodu z Homerem, pomalowanym na niebiesko. Własna żona nie pozwoli dziś Kaliasowi rozpleść sobie