Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

bojowisku poległych, ściągał im pierścionki — ten najzapamiętalej potakiwał Hermipowi.
Sofokles. Ale też posiekał go Protagoras, który bronił wniosków Peryklesa z całą swoją sztuką.
Fidyasz (j. w.). Protagoras? On i to umie?
Aspazya. Czemu z wami nie przyszedł?
Sofokles. Obiecał przyprowadzić jakiegoś młodziutkiego filozofa, którego nazywa źrenicą Aten.
Anaksagoras. Imię tego młodzieńca?
Sofokles. Sokrates.
Anaksagoras. Słyszałem o nim.
Fidyasz. Szpetny jak muza Hermipa.
Eurypides. Ale można się w nim przejrzeć, jak w najczystszem zwierciadle.
Aspazya. Ten Hermip, który kilkakrotnie przez różne osoby do drzwi naszych pukał i zawsze je znajdował zamknięte, bardzo mi się teraz podoba, bo przypuszczam, że będzie trapił arystokratów swojemi komedyami. Czytałam jedną: miała smak wody po wymoczonych gałązkach jaśminu. Słaba woń czyniła ją jeszcze bardziej mdłą.
Eurypides. O, smak jego utworów niezawodnie się poprawi: przejdą one zapachem pieczeni, które autor na pańskich stołach zjada. Bez talentu a za pieniądze trudno opisać drobną muszlę, ale łatwo opluć piramidę. Najmita zaś literacki nie jest obowiązany wyciskać dla swych panów miłość z serca, lecz dla ich przeciwników żółć z wątroby. Arystokraci nabyli Her-