burzała ich przeciwko bogatym, a tak opętała Eurypidesa, że bywał z nią sam w teatrze.
Elpinika. Nad tym człowiekiem płaczę. Pochodzi z arystokratycznej rodziny, posiada wielki talent, który marnuje w lichem towarzystwie. Żonę wypędził, do świątyń nie uczęszcza, nawet pije...
Hermipos. Czegóż innego mógł się nauczyć na dworze Aspazyi, gdzie jedynie wyznawaną jest religia wolnej miłości, gdzie Anaksagoras uchodzi za wielkiego mędrca, a Sofokles za najznakomitszego tragika? Odbywają się tam rozprawy a podobno i czyny bardzo swobodne, których zaraza rozchodzi się w szerszych kręgach miasta. Po każdej takiej biesiadzie Aspazya podaje swym gościom oliwki, własną jej ręką zrywane w gaju poświęconym Atenie.
Elpinika. Ten jej występek i wiele jeszcze innych będę miała możność dziś sprawdzić. Stojąc bliżej bogów, niż inne rzędy społeczne, powinniśmy ich naśladować i bliźnich sądzić sprawiedliwie. Ale gdyby te wieści okazały się niemylne, surowość byłaby naszym obowiązkiem; wtedy każdy środek będzie dobrym, bo każdy będzie ofiarą dla ojca świata. Tak, Hermiposie, należy działać, użyć wszelkich sposobów do wyrwania złego z korzeniem. Jeśli to choroba — trzeba ją wyleczyć, jeśli zaś — jak mniemam — wyuzdana zbrodnia — trzeba ją ukarać. Ach, ukarać niemiłosiernie, ażeby widok katuszy oblicze bogów rozpogodził.
Hermipos. Niestety, nie mamy władzy.
Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/181
Ta strona została uwierzytelniona.