Kalias. Nie mogę, duszko, nie mam czasu. Te gałgany narażą mnie na nieobliczone straty, jeżeli dziś jeszcze innych robotników nie znajdę. Wkrótce muszę odstawić dziesięć tysięcy łuków i włóczni do Sparty.
Elpinika. Sparta zapotrzebowała tyle nowej broni? To mnie cieszy. Niepodobna uchybić terminu. Winnych ukarałeś?
Kalias. Jak radziłaś: nasi niewolnicy, niezadowoleni z administratora fabryki, dostaną od niego przez trzy dni po pięćdziesiąt prętów moczonych w słonej wodzie; wyzwoleńców i wolnych, którzy uciekli, zaskarżę przed sądem i zmuszę do odrobienia wyrządzonych szkód. Co to za zuchwałe łajdactwo! Wyobraźcie sobie, tuż przy bramie miasta zastępuje mi drogę jeden z nich, oznajmiając, że towarzysze jego wrócą do roboty, jeśli im podwyższę płacę dzienną o czwartą część, gdyż skutkiem nieurodzaju chleb zdrożał. Nie mogłem wytrzymać i tak kułakiem zamknąłem mu gębę, że aż się na ziemi wyciągnął.
Elpinika. To się nie podoba w kołach arystokratycznych, zwłaszcza że pobity cię pozwie.
Kalias. Więc co najwyżej potrąci sobie wartość straconej posoki z kary, na jaką będzie skazany za zniszczenie w fabryce i porzucenie roboty. A będą skazani wszyscy! Całą tę sprawę powierzę Protagorasowi, którego spotkałem na ulicy i który tu przyjdzie. On ich kiszki dla mnie wyprocesuje, gdy zechce; zechce zaś, gdy mu dobrze zapłacę, żeby chamów ukorzyć
Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/185
Ta strona została uwierzytelniona.