Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

Elpinika, Ksantypie, bądź wesołym spokojniej.
Ksantypos (siada). Alboż jestem demokratą i uciekam z pod Koronei, żebym miał być smutny? Mój papa, mądry szpak: również tam nie był i również sobie śpiewa. Ach, jak zaśpiewa, gdy przerobi swoje nieprawe płody na obywateli ateńskich! Dziś odbywa się to opieczętowywanie moich przyrodnich braciszków szlachectwem, dziś przypada któraś tam rocznica rzezi demokratycznego bydła na polach Koronei, dziś moją matkę, kobietę niezmordowaną w zawodzie małżeńskim, wydałem po raz trzeci za mąż — tyle uroczystości musiałem przecie uczcić ofiarą z wina, a uczciłbym jeszcze inne, ale mi zbrakło pieniędzy. Dobrze też uczynił Hermipos, że mnie wezwał do ciebie, o najbogatsza, choć nie wiem po co.
Elpinika. Po to, ażebyś przestał święcić rozmaite uroczystości, kiedy tak doniosła sprawa powołuje cię do udziału w obradach narodowych.
Ksantypos. Protagoras uczył mnie: dusza jest nieważka i bezkształtna. Ja sobie wyrozumowałem: dusza — to para, a ponieważ wino daje parę, więc pić powinien każdy, kto chce mieć wielką duszę.
Elpinika. Wiesz, co zamierza Perykles; otóż pomyśl, jakie by to sprawiło wrażenie, gdybyś ty, jego syn, wystąpił przeciw ojcu, przeciw pokalaniu waszego starożytnego rodu...
Ksantypos. Mogę!
Elpinika. W tym stanie, przy powiększonej duszy?