Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/190

Ta strona została uwierzytelniona.

Ksantypos. Nie szkodzi. Mogę nawet powiedzieć więcej: — co? — aha! — że usiłował zbałamucić mi żonę, bo jej dawał skrycie pieniądze, a mnie odmawiał; dalej co? — a! — że chciał zamienić swoją zużytą Aspazyę na moją świeżą Tisandrę; jeszcze co? — że zawiedziony na tej rachubie, rzucił się z rozpaczy w objęcia — Protagorasa.
Elpinika. Więc idźże i ogłoś to wszystko publicznie.
Ksantypos (wstaje). Idę! (oddala się niepewnym krokiem). Oko w oko! (zatrzymuje się). Ten Perykles... mój ojciec... budzi we mnie zawsze jakąś... nieprzyjemność. To nie winiarz Hekaton, dzielny chłopiec, przed tym mogę się z wszystkiego wygadać. On także lubi moją Tisandrę. Ale papa Perykles, jak spojrzy na mnie... Zawsze wolałbym moje żale napisać, żeby kto inny mu je odczytał.
Elpinika. To siadaj i pisz.
Ksantypos. Na sucho? Ja tak nie umiem. I w żołądku powinno być mokro i w kałamarzu.
Elpinika. Nora! (niewolnica ukazuje się). Kubek wina.
Ksantypos. Odrazu dzbanek. (po odejściu Nory). Co za szkaradna niewolnica! Chyba Kaliasowi nie usługuje, bo tylko kobieta może znieść przy sobie taką poczwarę. Gdzież Egina, pulchna Egina, którą Polygnotos oszczypywał?
Elpinika (surowo). To jest dom Kaliasa, ale nie szynk Hekatona.
Ksantypos. Przepraszam cię, o najbogatsza, przepra-