Elpinika. Spocznij obywatelu, mąż mój zaraz nadejdzie.
Ksantyp. Usiądź, mistrzu, bo krzesło miękie. Zaraz przeliczę, to pofilozofujemy.
Elpinika (do Ksantypa). Zdaje mi się, że przyjaciel zbyt długo na ciebie czeka.
Ksantyp. Hekaton, dzielny chłopiec, ucieszę go! (do Protagorasa). Znowu jestem pan! Dzięki tej zacnej matronie, którą bóg za to w późnym wieku obdarzył synem, będę miał z czego żyć.
Protagoras. A raczej — pić. (Elpinika tłumi gniew).
Ksantypos. Słońce robi to samo, tylko ono głupie pije z winnych jagód rosę, a ja — sok. Ha, ha, ha! Hekaton dzielny chłopiec. Żegnam, żegnam...
Mój papa trzyma kopę żon,
Lecz mężem własnej nie jest on.
(wychodzi śpiewając)
Elpinika. Przyznaj Protagorasie, że wspaniałomyślnie nienawidzę Peryklesa, wspierając jego syna.
Protagoras. Sprawiedliwi umieją to cenić.
Elpinika. Jeśli jesteś sprawiedliwy, to przyznaj również, że niepotrzebnie trzymałeś się dotąd zdala od naszego świata, do którego należysz z rodu, z upodobań i przekonań.
Protagoras. O, tak.