duch, obdarzony geniuszem i najrozkoszniejszymi powabami ciała. Ona poważnych filozofów uczy mądrości, a starców czaruje. Najsurowszy mężczyzna nie tknąłby jej puchem łabędzim, gdyby miał nadzieję, że ona go dotknie ustami.
Elpinika. Na nieszczęście obcałowała już połowę mężczyzn w Atenach, a teraz uszczęśliwia króla perskiego.
Tucydydes. Wątpię, ale to podejrzenie może być dla nas bardzo przydatnem.
Elpinika. Czy jednak zaślepiony lud uwierzy najoczywistszym dowodom?
Tucydydes. Ty ludu nie znasz, Elpiniko. To jest zwykły koń, który spokojnie dźwiga i ciągnie największe ciężary, ale połechtany przez kogoś w drażliwe miejsce wierzgnie i zabije swego pana, chociaż ten go karmił i nie bił. A takiem drażliwem miejscem jest u ludu religia, którą Perykles i Aspazya ze swem otoczeniem sponiewierali dostatecznie. Główny błąd naszej dotychczasowej taktyki tkwił w przeciwstawianiu arystokratów demokratom, bogatych — biednym, polityki — polityce, kiedy powinniśmy byli przeciwstawiać bogów — złym ludziom, religię — bezbożności. Tym tylko sposobem uwolnimy Ateny od tyranii hersztów motłochu i przywrócimy tron, na którym zasiądzie...
Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.