Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/213

Ta strona została uwierzytelniona.

pełnia całą przestrzeń. Zwykle człowiek dowiaduje się lub przypomina sobie o jakimś organie wtedy, gdy go zaboli. I ja teraz dopiero czuję, że miałem za duże serce. W tem sercu otworzyła się bezdenna przepaść, w której wszechświat tak znika, jak kulka gradu w otchłani wulkanu. Na krawędzi krateru stoi blady duch mojego syna. Więc nie ja, ale płomienie stosu pogrzebowego uścisną i ucałują jego drogie ciałko? (wstaje, chcąc odejść). Nie dam!
Aspazya (powstrzymując go). Bądźże przynajmniej mężczyzną, skoro już nie możesz być filozofem.
Anaksagoras. Daruj mi...
Aspazya. Sam jesteś złym uczniem swoim. W pierwszej cięższej próbie podarła się twoja nauka jak siatka pajęcza. Po co ty nią zasnuwałeś rozumy innym i sobie?
Anaksagoras. W młodości nie rozdawałem po kawałku serca zalotnicom: odsunięty od świata zaoszczędzilem wielki zapas uczuć, których cząstkę wzięła żona, a z reszty złożyła się wielka miłość dla tego dziecka. Prędzej wyobrażałem sobie istnienie swoje bez jednego wymiaru, niż bez niego. Żebrałbym przy gościńcach, w skwary i mrozy nie okryłbym nóg i głowy nawet listkiem głogowym, w burzę nie schroniłbym się nawet pod makówkę polną — gdyby on mi za to żył. Umarł. Nikt tam nad gwiazdami pragnień ludzkich nie słucha, bo nikt by mojemu nie odmówił.