chciałbym tylko umrzeć za to, czego nie zrobiłem. Anaksagorasa też nie żałuję, bo cierpi za swoją naukę. Nieszczęśliwszym jest Fidyasz.
Aspazya. Tak. Historya zatai chyba ze wstydu przed potomnością jego karę.
Sokrates. Będzie ona miała do opowiedzenia tyle zbrodni, że chcąc je taić, musiałaby zupełnie zamilczeć o życiu ludzkości. Jednakże nie wymawiajmy jeszcze ostatniego słowa, dopóki proces Fidyasza nierozstrzygnięty. Oskarżenie go jest robotą głupich, a uniewinnienie obowiązkiem mądrych.
Aspazya. O złych zapominasz.
Sokrates. To są właśnie nierozumni. Gdyby człowiek znał dokładnie wartość i następstwa swoich czynów, nie popełniłby żadnej niegodziwości.
Aspazya. Słyszałam od ciebie tę teoryę nieraz, ale obecnie najmniej pogodzić się z nią mogę. Są ludzie źli a rozumni, są przez naturę stworzeni na zgubę innych, są przez warunki życia przygotowani do krzywdzenia bliźnich — tacy właśnie nam szkodzą, tacy nas oskarżają przed opinią i sądami. Zresztą nie badam dalej, kto z nas się myli, bo obecnie to jedno wiem dobrze, że mnie serce boli, i jedno mam pragnienie — władzy, potężnej, nieograniczonej. Pozwoliłabym sobie ująć tyle dni z życia, na ile by mi ją dano. A użyłabym tego miecza sprawiedliwie. Dotąd miałam rozmaite życzenia: chciałam być piękną, rozumną, uczoną, chciałam umieć grać, śpiewać, ryso-
Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/229
Ta strona została uwierzytelniona.