Sofokles. Perykles zapewne je nam przyniesie.
Aspazya. Jeden poszedł na wygnanie z rozpaczą po synu, drugi do więzienia z niesławą. Władzy! władzy! Naiwni, sądziliśmy, że ją zastąpi rozum, uczciwość, zasługi! Więcej ludzi klęka przed batem, niż przed genialnem dziełem. Jeśli syn Anaksagorasa miał mu wyrównać, lepiej, że umarł. Spalono go już?
Sofokles. Tak.
Aspazya. Urnę z popiołami poślemy ojcu — prosił o to. Gdzie Teora i Leja?
Sofokles. Zostały przy chorej żonie Anaksagorasa.
Aspazya. Teora nie wie o aresztowaniu Fidyasza?
Sofokles. Nie.
Aspazya. Kryła przed nim swoje uczucie. Nieszczęście wydobędzie z niej tę miłość. (wchodzi Protagoras).
Aspazya. Fidyasz uratował Anaksagorasa a sam wpadł w pętlicę.
Protagoras. Słyszałem — widziałem tłum poczciwego ludku, który stanął pod Partenonem i gapi się na Atenę, rozprawiając, czy ona ma na sobie tyle złota, ile mieć powinna. Mistrz, który mu boginię stworzył, powoli zamienia się w jego oczach na krawca, który, szyjąc jej suknię, kawał kosztownej materyi ukradł. Eurypides jest pewnym, że lud nie pozwoli tknąć