ralne społeczeństwa. W snach ukazywała mi się po kilkakroć bogini Atena, opiekunka naszego miasta, i nakazywała, ażebym stanął w obronie zdeptanej wiary; w słowach, w spojrzeniach, w smutkach ogółu czytałem tę samą prośbę — uległszy więc tym wezwaniom, mam to przeświadczenie, że działam w imieniu ludzi i bogów. Przewiduję tu pytanie: czy nie zgrzeszyłem zbytnią surowością? czy nie przeceniłem niebezpieczeństwa? czy nie należało tej kobiety raczej upomnieć, niż przed sądem stawiać? Mógłbym na to odpowiedzieć: czemuż mi stwórca dał duszę tak głęboko czującą, tak kochającą dobro, a nienawidzącą złego? czemuż tak bezgranicznie jestem przywiązany do mojego narodu, że muszę pragnąć jego szczęścia? Pomijam wszakże te osobiste względy i zwracam się do przedmiotu sprawy. Oskarżoną jest kobieta, ale nie kobieta prosta, cicha, do ogniska rodzinnego przytulona, z niewiadomości tylko błądząca; nie, to kobieta piękna, zdolna, wysoko ukształcona, której niebo użyczyło wielu najcenniejszych darów, a która otoczyła się gronem najpiękniejszych umysłów po to, ażeby je znieprawić i przez nie na całe miasto, jeśli nie na całą Grecyę, zabójczy wpływ wywrzeć. Gdyby Milet miał jaką zadawnioną do nas urazę, gdyby nas chciał zgubić, mniemałbym, że ją wysłał do Aten jako mścicielkę. Bo ogarnijcie straszne skutki jej działania! Naprzód co zrobiła ze swym mężem, człowiekiem do którego ojczyzna przywiązywała tyle świetnych nadziei?
Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/248
Ta strona została uwierzytelniona.