Sofokles. Czyż mogę wyliczyć! O rozmaitych sprawach politycznych, o zagadnieniach wiedzy i sztuki.
Archont. W sposób swobodny, gorszący?
Sofokles. Swobodny, ale tak nie gorszący, że brałbym tam z sobą moją córkę, gdyby uczone rozprawy mogła rozumieć.
Archont. Niczego zatem obywatelu nie zauważyłeś, co by naruszało moralność?
Sofokles. Nie.
Archont. Przypominam ci jednak, że jesteś powołany nie do obrony występku, ale do wyznania prawdy.
Sofokles. Dziwię się, że ona tak mało znajduje wiary. Hermipos stracił nietylko uczciwość, ale i rozum, jeśli przypuszczał, że ja co innego tu zeznać mogę, prócz uwielbienia i współczucia dla niewinnie oskarżonej.
Archont. Teraz da nam świadectwo Sokrates. (Sokrates występuje).
Sokrates. Dom Aspazyi był najprzedniejszą w Atenach szkołą filozofii, a ja jej uczniem i czcicielem. Każdy jest zły tylko przez niewiadomość; mniemam więc, że zarówno oskarżyciel, jak i wy sędziowie żądacie ode mnie, ażebym was objaśnił, kto jest ta znakomita kobieta, i ustrzegł od popełnienia niesprawiedliwości. Żałuję, żeście mnie o to nie spytali gdzieindziej, na ulicy, w czyjemś mieszkaniu lub podczas przechadzki w przyjemnym lasku, lecz tu, przed sądem, który samem przyjęciem oskarżenia uznaje winę, zanim ją poznał. Cobyście rzekli o człowieku, któryby
Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/252
Ta strona została uwierzytelniona.