Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/255

Ta strona została uwierzytelniona.

ich czcić, jeśli zaś nie uznawała, nie miała komu złorzeczyć.
Archont. Czy wiodła życie rozpustne?
Protagoras. Nie.
Archont. Czy nakłaniała młode dziewczęta do upadku?
Protagoras. Nie. To jest zajęcie mężczyzn, nie kobiet.
Archont. Przeczysz stanowczo?
Protagoras. Przepraszam sąd, jeśli mu tem przykrość sprawiam, ale — przeczę. (odchodzi).
Archont. Tucydydes!
Tucydydes. Upodobania moje i zasady odsuwały mnie od podsądnej i tego koła, w którem się ona obracała; rozgłos wszakże jej — delikatnie mówiąc — popisów był tak wielki, że i mnie dosięgał. Nie przytaczam pogłosek, nie powołuję się nawet na ludzi dla mnie całkiem wiarogodnych, ale dla przeciwnej strony zapewne nie dość rzetelnych; powtórzę tylko to, com słyszał od człowieka, szczególnie poważanego w domu Peryklesa. Anaksagoras, z którym mnie kiedyś łączyła przyjaźń, zanim ją zerwały powody, w skardze mojej przeciw niemu wyłożone, żalił się raz przede mną, że Aspazya nadużyła jego imienia, że w ochronie, będącej pozornie pod jego opieką a mającej dawać przytułek małym niewolnicom, wyprawiano orgie z dorosłemi i że wszystkim tym — delikatnie mówiąc — sprośnościom przewodniczyła Aspazya, a głównie w nich uczestniczył jej tak zwany mąż.
Jeden z sędziów. Wytłomacz nam obywatelu, dziwną