zagadkę: Aspazya była piękna, Perykles również, kochała go, on ją także, jak więc z tem pogodzić wzajemną ich dla siebie pobłażliwość, a nawet usłużność w pobocznych miłostkach?
Tucydydes. Byłoby to dziwnem w sferze naszej, wyższej, gdzie uczucia są czyste, a związki religią i prawem umocnione. Ale w tym światku bezwzględnej — łagodnie nazywając — równości i swobody, do którego należy podsądna, stosunki trwałe nie istnieją a moralność dyktują każdemu zmysłowe popędy. (odchodzi).
Archont. Co ma nam do powiedzenia Diofites?
Diofites. Podobnie jak Tucydydes, usuwam wieści i opinie ludzi, których bezstronność mogłaby być kwestyonowaną, i powtórzę jedynie to, co mi mówił Fidyasz. Otóż mimo swego ślepego uwielbienia dla Aspazyi, sarkał na jej szyderstwa z religii. Tak np. wspominał mi, że często rozbierała ona, śród rzęsistego śmiechu obecnych, czy Zeus miewa katar i kaszel? Ponieważ nie jest to poważne zagadnienie filozoficzne, więc zdradza tylko chęć bezmyślnego bluźnierstwa. Tego rodzaju zaś rozprawy były ulubionym jej przedmiotem.
Archont. A co do jej moralności.
Diofites. Słyszałem opowiadania tak straszne, że przed niemi zamykały się moje uszy.
Archont Mianowicie.
Diofites. Chociaż sprawiedliwość wymaga ode mnie
Strona:Pisma IV (Aleksander Świętochowski).djvu/256
Ta strona została uwierzytelniona.